Mija maj i czerwiec 2015 roku. Mijają tygodnie spędzone na sofie.
Mija czas i powoli zaczyna mnie omijać świat.
Po kilku tygodnia orientuję się, ze zaczynam izolować się od świata. Odsuwam się coraz bardziej wgłąb siebie, skupiona na włąsnym ciele i sygnałach z niego płynących.
Dominują u mnie dwa stany: ten typowo fizyczny, to ból, ten psychiczny, to lęk.
Z czasem sama nie wiem, który z nich jest gorszy.
Po roku przekonam się, że lęk pozostał i nie ma ochoty tak łatwo mnie opuścić.
Powoli łapię się na tym, że zmienia się mój sposób myślenia. Coraz mniej interesuje mnie świat zewnętrny. Aktywności, które wcześniej wypałniały mi dzień, okazują się być męczące. Już samo myślenie o nich jest męczące. Moja kreatywność, pomysłowość i zapał, z którego byłam znana, znika...
Staję się inna. Stawiam sobie pytania - kiedy moje stare "ja" powróci?
Tymczasem to ból gra pierwsze skrzypce. Chętnie i skuteczne zagarnia pole świadomiści wpychając się w jej zakamarki, wypełnia sobą zasoby uwagi.
Nieproszony gość. Jak się z nim obejść?
Słabnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz