Jest kolejny dzień
Jadę do neurochorurga. Brat, lekarz załatwił mi wizytę.
Jestem.
Lekarz wyraźnie zachwycowy moim widokiem, a właściwie widokiem kogoś, kogo bardzo chętnie zoperuje.
Słyszę, że mogę z tym chwilę pochodzić, ile - nie wiadomo. Może być dobrze, ale może być bardzo źle.
Jeśli po tygodniu mi nie przejdzie, lekarz chętnie mnie zoperuje. Wpatruje się w tomograf z zachwytem, liczy centymetry. Stwierdza rozentuzjazmowany "u pani jest mniej centymetrów do kręgosłupa od brzucha niż od pleców"... można by tak panią zoperować.
Pytam o skuteczność operacji, co będzie z objawami, czy wyzdrowieję?
Tego już doktor nie umiał powiedzieć. Umiał powiedzieć o tym, że zrobi mi operację i to nawet w fikuśny sposób, ale czy po niej wyzrdowieję? Tego powiedzieć nie umiał.
Wizyta trwała krótko.
Nie chciałam tam wracać. Już nigdy.
Już nigdy tam nie wróciłam.
Kogo wybrać? Co robić? W jakim jestem stanie?
Co właściwie mi jest?
Wciąz tego nie wiedziałam, wiedziałam za to, że jestem łakomym kąskiem dla chirurgów, którym ślinka leci na mój widok...
Znów wizyta u ortopedy w Warszawie. Ogląda rezonans. Proponuje operację, szybko, za miesiąc. Opowiada o wycinaniu fragmentów kości. Chętnie podejmie się zadania. Zadowolony. Porządny człowiek. Budzi moje zaufanie. Co mi jest? Wciąż nie wiem.
Pytam o altrenatywy, czy są? Może jakoś inaczej niż wycinać?
Nie słyszę nic o alternatywach.
Wciąż nie chcę się dać pociąć. Nie im...
Jadę do neurochorurga. Brat, lekarz załatwił mi wizytę.
Jestem.
Lekarz wyraźnie zachwycowy moim widokiem, a właściwie widokiem kogoś, kogo bardzo chętnie zoperuje.
Słyszę, że mogę z tym chwilę pochodzić, ile - nie wiadomo. Może być dobrze, ale może być bardzo źle.
Jeśli po tygodniu mi nie przejdzie, lekarz chętnie mnie zoperuje. Wpatruje się w tomograf z zachwytem, liczy centymetry. Stwierdza rozentuzjazmowany "u pani jest mniej centymetrów do kręgosłupa od brzucha niż od pleców"... można by tak panią zoperować.
Pytam o skuteczność operacji, co będzie z objawami, czy wyzdrowieję?
Tego już doktor nie umiał powiedzieć. Umiał powiedzieć o tym, że zrobi mi operację i to nawet w fikuśny sposób, ale czy po niej wyzrdowieję? Tego powiedzieć nie umiał.
Wizyta trwała krótko.
Nie chciałam tam wracać. Już nigdy.
Już nigdy tam nie wróciłam.
Kogo wybrać? Co robić? W jakim jestem stanie?
Co właściwie mi jest?
Wciąz tego nie wiedziałam, wiedziałam za to, że jestem łakomym kąskiem dla chirurgów, którym ślinka leci na mój widok...
Znów wizyta u ortopedy w Warszawie. Ogląda rezonans. Proponuje operację, szybko, za miesiąc. Opowiada o wycinaniu fragmentów kości. Chętnie podejmie się zadania. Zadowolony. Porządny człowiek. Budzi moje zaufanie. Co mi jest? Wciąż nie wiem.
Pytam o altrenatywy, czy są? Może jakoś inaczej niż wycinać?
Nie słyszę nic o alternatywach.
Wciąż nie chcę się dać pociąć. Nie im...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz